No przecież mówiłam...


29 lipca 2019, 22:50

... ze się napije herbaty. Ale nie jest źle... Wypiłam lampkę wina, swojskiego. Dostałam od koleżanki. Serio bardzo dobre, ni to wytrawne, ni to słodkie. Takie w sam raz.
Po ostatnim wpisie poczułam się lepiej, zrzucilam z siebie pewien ciężar. Ułożyło mi trochę. Może coś do mnie trochę dotarło i poczułam się silniejszą...
Dupa... Pewnie znowu, jak zawsze na początku robię sobie nadzieję, że tym razem będę silna i trochę dumna z siebie.


Zbliża się burza...
Grzmi...
Uwielbiam burze...
Pociąga mnie..
Nie wiem dlaczego zawsze ja lubiłam. Deszcze także. Od małego. Mamy koleżanek wyzywaly, że ciągne ich córki na dwór tylko jak pada. No cóż. Fajnie było chować się przed deszczem, po co oglądać go zza okien. To tak jakby zza okien oglądać 35 stopni Celsjusza w słońcu. Lepiej oglądać z dworu, tak samo jak deszcz.
Pamiętam nasza pierwsza burze z narzeczonym. Pilismy nie-herbatę na działce. Kochalismy się pod gołym niebem. No nie do końca gołym bo pod małym daszkiem. Lało i walilo piorunami. Było nieziemsko.


Wracając z pracy, mijając monopole ciężko było się nie zatrzymać, ale udało się. Kurde, zapomniałam kupić coś dla psa. Wskoczylam zatem szybko do zwykłego marketu po parówki. Za kasa stał alkohol (kur**). Kupiłam mała seteczke. Czyli jednak nie wypiłam tylko lampki wina... Okazuje się...
Poczytam teraz książkę. Więcej się dziś nie napije. Tylko wody.

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz